Nieodłącznym elementem obrazu polskiej wsi są nie tylko wspaniałe krajobrazy, ale też klasyczne już niemal maszyny, które po wielu latach eksploatacji nadal wiernie służą swoim gospodarzom. Czołowym przykładem jest oczywiście ciągnik C 360, który został wyprodukowany przez zakłady Ursus i obchodzi w tym roku swoje czterdzieste piąte urodziny. Dlaczego właściwie ta maszyna jest tak popularna i uparcie nie chce przejść na emeryturę? Przyjrzyjmy się jej niezwykłym losom.
Spis treści
Losy kultowej „sześćdziesiątki”
Produkcja ciągnika C 360 rozpoczęła się w 1976 roku. W ciągu osiemnastu lat z zakładów produkcyjnych wyjechało niemal trzysta tysięcy tych znakomitych maszyn, a w 1994 roku zakłady Ursus postanowiły o skupieniu się wyłącznie na produkcji cięższych i bardziej nowoczesnych maszyn.
Pewną ciekawostką może być fakt, że przed 1976 przez niecały rok eksploatowana była prototypowa wersja C 360, która przeszła do historii pod nazwą C 355M. Finalny kształt i parametry właściwego ciągnika stały się pochodną doświadczeń rolników z używaniem tej wczesnej, eksperymentalnej poniekąd wersji.
Przyczyny fenomenu
Głównym atutem ciągnika C 360 jest fakt, że jest to po prostu niezwykle uniwersalna maszyna, która znakomicie sprawdza się w gospodarstwach jako „ciągnik wsparcia” – nie udźwignie zapewne czteroskibowego pługa, ale za to można jej używać bez problemu przy podstawowych pracach polowych, wywozie obornika czy ciągnięciu przyczep ze zbożem. Bardzo popularnym rozwiązaniem jest również zamontowanie w nim ładowacza – „sześćdziesiątka” nawet po czterdziestu pięciu latach ma na tyle dużo mocy, by równocześnie unieść nawet dwie bele słomy.
Uniwersalność nie jest oczywiście jedyną przyczyną fenomenu. Poważnym atutem jest na pewno wielka dostępność części wymiennych, które nie muszą być nawet oryginalne – PRL-owska myśl techniczna zakładała w końcu możliwość eksploatacji do absolutnego maksimum i z tego powodu z rozwiązaniami zastosowanymi w C 360 da się pogodzić części z wielu innych ciągników. Swoje na pewno robi przyzwyczajenie, bo u części młodych gospodarzy „sześćdziesiątka” jest stałym i nieodłącznym elementem krajobrazu – trudno jest sobie wyobrazić rezygnację z niego, skoro ciągle doskonale się sprawuje i jest tani w eksploatacji. Jest to też po prostu polska maszyna, która nie pochodzi z jakiegokolwiek importu – każdy model, który widzimy na polskich gospodarstwach, wyjechał swego czasu z zakładów Ursusa w Warszawie.
II generacja
Ogromną ciekawostką dla wielu gospodarzy może być również fakt, że marka Ursus jak najbardziej dostrzegała fenomen poczciwej „sześćdziesiątki”. W 2015 roku z zakładów firmy zaczęły wyjeżdżać ciągniki C360 drugiej generacji, które do swojego klasycznego przodka nawiązywały oczywiście głównie nazwą. Nowa wersja ponownie była pomyślana jako ciągnik średni, ale nie cieszyła się niestety większą popularnością. Produkcję wyhamowano w 2017 roku.